„Wychowawca nie potrafi sprawić, żeby na dzikiej jabłoni rosły brzoskwinie, ale potrafi zrobić, żeby cierpkie dziczki stały się miłymi do użycia”.

Gottfried Wilhelm Leibnitz

Pierwszy raz spotkaliśmy się 7 czerwca 2010 roku w Belwederze, podczas uroczystej gali rozdania dyplomów za uzyskanie tytułu Wychowawców Roku w konkursie organizowanym w ramach programu „Szkoła bez przemocy”. Później nastąpiło kolejne spotkanie – na szkoleniu w Warszawie, które było nagrodą. Swoją drogą – było to najlepsze szkolenie, na jakim byliśmy! Rozmowom nie było końca, a co najśmieszniejsze, okazało się, że jesteśmy do siebie podobni, jesteśmy bowiem (nie)typowi. Nie chodzi mi oczywiście o ilość zmarszczek, strój czy kolor włosów.  Łączy  nas  pasja,  podobne  poglądy  i  radość  z  wykonywania  ciężkiego  zawodu. W ramach podziękowania Organizatorom Programu, a jednocześnie refleksji po zorganizowa- nych dla nas warsztatach, postanowiliśmy dać coś z siebie. Wpadliśmy na pomysł stworzenia książki, która właśnie trafia w Państwa ręce. Chcieliśmy podzielić się swoimi spostrzeżeniami dotyczącymi naszej codziennej pracy. Sami ocenicie, czy warto tę książkę przejrzeć. Uprzedzam jednak, że nie będzie to (wbrew podtytułowi) kolejny poradnik z cyklu, jak być lepszym wycho- wawcą, zachować dyscyplinę na lekcji czy radzić sobie z nauczycielską codziennością.
Tytuł, jaki uzyskaliśmy, był dla nas wszystkich ogromnym wyróżnieniem, ale i zaskocze- niem. Nie robimy nic niezwykłego, wykonujemy taką samą pracę jak Wy; tak samo uczymy. Czemu zatem mają służyć zamieszczone tu artykuły? Chcieliśmy po prostu podzielić się doświadczeniem, a jednocześnie trudami dnia codziennego. A jeśli przy okazji przypomnimy, że praca wychowawcza, choć wiąże się z ogromną odpowiedzialnością, może dać wiele satysfak- cji, jeżeli uda nam się ukazać optymistyczne podejście do zawodu (przecież naszą narodową cechą jest narzekanie!), wówczas będzie nam niezmiernie miło.
Niech zatem poradnik, który trzymają Państwo w dłoni, będzie naszym ukłonem w stronę każdego,  komu  przyszło  wykonywać  to  jakże  odpowiedzialne  zadanie  bycia  wychowawcą; niech będzie łączeniem się w pasji wykonywania zawodu, niech będzie w końcu ciepłym śladem na Waszych dłoniach! Róbcie dalej to, co potraficie, i uczmy się od siebie.

W procesie edukacji chyba najważniejsze jest to, na jakiego wychowawcę natrafi nasze dziecko. Właśnie: NATRAFI… Czemu rodzic nie może sam dokonywać wyboru? Ślepy los przydziela  człowieka, który albo będzie wychowywał nasze dziecko i zdoła wpłynąć na jego postawę w dalszym życiu, albo będzie nauczycielem przeprowadzającym lekcje wychowawcze raz w tygodniu, obok nauczania innego przedmiotu. Oby zdarzyło nam się to pierwsze.
Powinniśmy zdawać sobie jednak sprawę, że dobry wychowawca nie równa się brakowi problemów w klasie, rozwiązaniu wszelkich konfliktów itp. Wychowawca może bowiem poka- zać drogę, ułatwić dokonanie dobrego wyboru, przekazać wartości, ale nie znaczy to, że uczeń skorzysta ze wskazówek nauczyciela. Na to istotny wpływ ma też dom, środowisko, w którym uczeń się wychowuje. Pamiętajmy, że szkolny wychowawca jest obecny w życiu dziecka tylko na ¼ etatu, a na ¾ etatu (gdy doliczyć wakacje, weekendy i święta) wychowawcami stają się rodzice. Jeśli więc dziecko wyniesie z domu nieodpowiednie wzorce postępowania, trudno mu zrezygnować z nich podczas 7 godzin w szkole i raptem zmienić swój styl i zachowanie aprobo- wane w domu, by podporządkować się wymaganiom szkoły. Wychowawca daje dziecku narzę- dzie np. do tego, by obroniło się przed agresją, nie pozwalając sprowokować się do zachowań agresywnych, narzędzie do tego, by być asertywnym, kulturalnym, tolerancyjnym, przyjaciel- skim. Czy uczeń jednak sięgnie po to narzędzie i nauczy się z niego korzystać, to zależy od wielu czynników: przede wszystkim od samego ucznia, jego otoczenia i przeróżnych sytuacji życio- wych. To dokładnie tak, jak byśmy dali dziecku łyżwy, ale czy dziecko będzie miało w sobie tyle chęci, aby uczyć się jeździć mimo upadków i początkowych niepowodzeń? Czy zniechęci je bolące kolano lub rozbity nos, a może w ogóle nie będzie mu się chciało podejmować prób, bo inni w tym czasie siedzą np. przed telewizorem, łatwo i bez wysiłku spędzając czas? A jaka w tym rola rodzica, który powinien pokazać, jak się jeździ na łyżwach, ile to przynosi korzyści i frajdy, pomóc chociażby w przemieszczeniu się na lodowisko, czyli wspierać dziecko, by korzy- stało, mimo trudów i początkowych niepowodzeń, z darowanego mu „narzędzia”. Jeśli zadaniu nie sprosta rodzic, może rolę przejmie wychowawca.
Moc sprawcza nawet najlepszego wychowawcy jest jednak ograniczona. Może mądrze towarzyszyć dziecku, ale jeśli dziecko nie wyrazi chęci skorzystania z narzędzia, nie należy traktować tej sytuacji jako własnej porażki czy nieudolności pedagogicznej. 

Kategorie: Warto znać